Rozrywka.Goniec.pl > Gwiazdy > Krzysztof Krawczyk obwiniał się za śmierć przyjaciela. Nie mógł sobie wybaczyć jednego
Kacper Kulpicki
Kacper Kulpicki 09.04.2023 17:40

Krzysztof Krawczyk obwiniał się za śmierć przyjaciela. Nie mógł sobie wybaczyć jednego

Krzysztof Krawczyk
Kapif

Krzysztof Krawczyk przez długie lata czuł się winny wypadku swojego kolegi, z którym kilka chwil wcześniej rozmawiał. Gdyby ich pogawędka trwała odrobinę dłużej, może nie doszłoby do straszliwej tragedii, która wydarzyła się w 1981 roku na przedmieściach Chicago. To właśnie wtedy śmierć poniósł Krzysztof Klenczon z zespołu Czerwone Gitary. 

 

42. rocznica śmierci Krzysztofa Klenczona z Czerwonych Gitar

Krzysztof Klenczon emigrował do Stanów Zjednoczonych w 1973 roku tuż po rezygnacji z dalszego członkostwa w popularnej formacji Czerwone Gitary. Za oceanem, już solo, kontynuował karierę i często grał koncerty dla chicagowskiej Polonii. Mieszkał w tym mieście wraz z żoną, Alicją. 

Krzysztof Klenczon zmarł 42 lata temu wskutek wypadku, do jakiego doszło po wyjściu z jednego z amerykańskich klubów. Wokalista Czerwonych Gitar występował tam razem z Krzysztofem Krawczykiem. Niestety, finał widowiska zakończył się nieszczęśliwie. Co dokładnie miało miejsce 25 lutego 1981 roku na przedmieściach Chicago?

Niebywałe, jak Andrzej Piaseczny spędza Wielkanoc. Zaapelował do Polaków

Tragiczny wypadek Krzysztofa Klenczona z Czerwonych Gitar

Krzysztof Klenczon i Krzysztof Krawczyk wzięli udział w wydarzeniu charytatywnym w klubie Milford. Pierwszy z nich tuż po zejściu ze sceny wraz z małżonką udał się do ich samochodu, żółtego mustanga. Niestety, kilka ulic dalej podróż tragicznie się zakończyła. W samochód gwiazdy Czerwonych Gitar z dużą prędkością uderzył innych pojazd. Początkowo za kierownicą siedziała Alicja Klenczon, która opowiedziała o ostatnich chwilach przed śmiercią ukochanego. 

-  Koncert był udany, jednak Krzysztof nie bardzo miał ochotę grać i śpiewać, bowiem był poważnie przeziębiony. Nawet chciał odmówić, ale że to był koncert charytatywny, więc zagrał. Po raz ostatni. Wracaliśmy obydwoje nad ranem samochodem do domu. Ja siedziałam za kierownicą; raptem na jakichś światłach Krzysztof jakby się obudził, wrzeszcząc na mnie, że się przesiadamy i on poprowadzi dalej. Może 2-3 minuty później zobaczyłam światła pędzącego na nas samochodu – opowiadała Alicja Klenczon w rozmowie cytowanej przez portal Onet. 

Krzysztof Klenczon zmarł 40 dni po wypadku, nie odzyskawszy przytomności. Jego obrażenia były ogromne. Kilka dni po zgonie (który nastąpił 7 kwietnia 1981 roku), zorganizowano uroczystości żałobne. W kościele zjawił się nie tylko Krzysztof Krawczyk, ale także Stan Borys i inni artyści. Trzy miesiące później Krzysztofa Klenczona pochowano w ojczyźnie. 

- Wtedy przypomniałam sobie, że Krzysztof powiedział kiedyś, trochę żartem, że chciałby, aby na jego pogrzebie była burza z piorunami. I tak mu się spełniło - wspominała Alicja Klenczon cytowana przez Onet. 

Krzysztof Klenczon. Auto rnieznany, Public domain, via Wikimedia Commons.jpg
. Auto rnieznany, Public domain, via Wikimedia Commons

Krzysztof Krawczyk czuł się winny śmierci Krzysztofa Klenczona

Krzysztof Krawczyk nie potrafił przejść obok tej tragedii obojętnie. Trudno było mu wrócić do codziennych zajęć, bo bardzo cenił sobie swojego zmarłego przyjaciela. Przez długie lata żałował, że po koncercie w klubie Milford nie porozmawiał z nim choć kilka minut dłużej. Wówczas nie trafiłby pod feralny samochód i nie doszłoby do wypadku. 

- Ja musiałem szybciej się położyć, bo rano odbierałem z lotniska rodzinę. I się rozstaliśmy. Może gdybyśmy dłużej siedzieli, Krzysiek nie pojechałby akurat o tej godzinie i nie doszłoby do wypadku – obwiniał się rozżalony Krzysztof Krawczyk. 

 

Źródło: "Krzysztof Krawczyk - całe moje życie", Onet