Elżbieta Jaworowicz jest gospodynią programu „Sprawa dla reportera" od wielu lat. Dotychczas program można było nazwać mianem interwencyjnego, jednak ostatnie odcinki można śmiało określić bardziej jako show, aniżeli publicystykę. W jednym z nich Krzysztof Rutkowski pod koniec przedstawiania historii uprowadzonych dziewczynek, wtargnął do studia, co nie umknęło uwadze legendarnej prowadzącej.
Produkcja programu starała się poruszyć ważny temat. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem. W drugiej części „Sprawy dla reportera” opowiedziano historię uprowadzenia dwóch małoletnich córek pani Agnieszki. Jak się okazało, dziewczynki od matki oddzielił ich ojciec. „Jak wyszły w sandałkach na spacer, tak już nigdy nie wróciły” – mówiła.
W wyniku starań matki doszło do odebrania praw rodzicielskich ojcu, jednak policja nie wszczęła poszukiwań. To dlatego, że prawo wymaga dodatkowo postanowienia o konieczności odebrania ich z rąk „porywacza”.
Z informacji przedstawionych przez zgromadzonych w studiu gości mogliśmy dowiedzieć się jeszcze, że uprowadzone od momentu porwania nie były widziane w żadnej z placówek oświatowych na terenie Polski, a to nie jest zgodne z obowiązującym w Polsce prawem.
Zatroskana o byt córek kobieta zwróciła się o pomoc do Krzysztofa Rutkowskiego. Podpisała z nim umowę, w której zobowiązał się do odnalezienia sześcio- i ośmiolatki, Malwiny i Kaliny. Tak się jednak nie stało i zwaśnione strony nie doszły do żadnego porozumienia.
Nagle do studia wszedł wystylizowany Krzysztof Rutkowski w czapce z daszkiem oraz wiszącymi na szyi okazałymi łańcuchami. Chciał odnieść się do słów pani Agnieszki. Ta od razu zaznaczyła, że aktualny uczestnik „Tańca z Gwiazdami” jej nie reprezentuje, chociaż podpisała z nim umowę. Co więcej – nie wywiązał się od z warunków w niej zapisanych.
Krzysztof Rutkowski niespodziewanym gościem
Na te oskarżenia odpowiedział Krzysztof Rutkowski, który kilka lat temu był obwiniony o samowolne pozbawianie ludzi wolności – pisaliśmy o tym. Starał się wytłumaczyć mocno (według niego) skomplikowaną sprawę:
- Pewnych czynności, których pani od nas oczekiwała, nie mogliśmy wykonać, ponieważ prawo zapisane jest na kartach i jest w stosunku mnie egzekwowane.
Elżbieta Jaworowicz poczuła się w obowiązku do obrony zmartwionej kobiety. Pomiędzy prowadzącą a „detektywem bez licencji” doszło do osobliwego dialogu – skwitował.
- Pan nie szukał dzieci – stwierdziła mentorskim tonem Jaworowicz.
- Pani redaktor! Część honorarium została zwrócona – odpowiedział posiadacz osobliwej fryzury.
Do dyskusji włączyła się bohaterka programu, która zarzuciła detektywowi przedstawianie rzeczywistości w sposób korzystny jedynie dla siebie. Zaznaczyła, że owszem, część honorarium opiewającego na 15 tysięcy złotych została zwrócona, jednak była to – jak ujęła – „część niewspółmierna do całości”.
- Działaliśmy nie tylko na terenie Polski, ale także na terenie krajów arabskich. My wiemy, jak to robić – bronił się Rutkowski.
Wówczas Elżbieta Jaworowicz , odziana w białą garsonkę, wkroczyła i zaatakowała samozwańczego detektywa:
- Przepraszam, proszę się nie reklamować. A pan bardzo zręcznie potrafi się reklamować. Mam prośbę. Ponieważ szlachectwo i Pana sukcesy zobowiązują, proszę oddać te pieniądze – zażądała 76-latka prowadząca program.
- Dla mnie to nie jest problem – odpowiedział z lekkim zdziwieniem bohater „Rutkowski Patrol”.
Apel zatroskanej matki
Na nic zdała się dalsza obecność Krzysztofa Rutkowskiego w studiu, ponieważ nie został już więcej dopuszczony do głosu. Na zakończenie programu matka zaginionych dzieci wystosowała przejmujący apel o pomoc. Prosiła, by każdy zwrócił uwagę na to, czy jej córki (na zdjęciu poniżej) nie bawią się na jakimś placu zabaw w jakimś polskim mieście. Uznała, że mogą być wszędzie. Ze łzami w oczach apelowała do telewidzów i redaktor Jaworowicz o pomoc.

Absurdalna zapowiedź poważnego tematu
Gospodyni programu weszła w słowo borykającej się z problemem matki i zmieniła temat, zapowiadając, co jeszcze miało wydarzyć się podczas nagrywania tego odcinka. Zapowiedziała:
- Miał być teraz kot bez butów, który przeszedł na miękkich łapkach dwa i pół tysiąca kilometrów – rzekła, wprawiając widzów w poczucie absurdu.
Okazało się, że ten imponujący wyczyn, który działa na wyobraźnie, związany jest z chorobą małej Kingi, która – obecna w programie – niestety nie mogła zabrać głosu. W ciągu dwóch minut kilka osób poprosiło o wpłacanie pieniędzy na leczenie chorej. Niestety, część z gości zgromadzonych w studiu była wtedy zainteresowana bohaterskim kotkiem, który pląsał beztrosko po podłodze.
Elżbieta Jaworowicz poinformowała widzów, że chora Kinga identyfikuje się (?) z Viki Gabor, laureatką 1. miejsca na Eurowizji Junior 2019. Wyemitowano krótkie pozdrowienie od idolki dla dziewczynki. Gabor zakończyła je słowami: „Yoo, I love ya”.
Mamy nadzieję, że w kolejnych odcinkach Elżbieta Jaworowicz przestanie zaskakiwać swoich stałych widzów i przywróci powagę programowi, który niegdyś cieszył się dużą renomą.
Teraz reputacja „Sprawy dla reportera” jest mocno nadszarpnięta. Idealnym przykładem na niski poziom ostatnich sezonów jest odcinek, który szczegółowo opisaliśmy. Wystąpiła w nim samozwańcza uzdrowicielka, Tamara Gonzalez Perea, która uraczyła widzów autorską melodią wybitą na bębnie i okraszoną słowami „Hejo, hejo, hej”. Artykuł poniżej:
Artykuły polecane przez Goniec.pl:
"Sprawa dla reportera". Awantura z udziałem zawodnika MMA, Elżbieta Jaworowicz nie wytrzymała
Elżbieta Jaworowicz nigdy nie doczekała się potomstwa. Dziś żałuje
Krzysztof Rutkowski ma ochroniarza. Okazuje się, że to kobieta. Detektyw ujawnił całą prawdę
Źródło: VOD TVP, Teleshow WP